26 kwietnia 2017 roku w historycznym budynku hotelu Bazar Poznański odbyła gala wręczenia Wawrzynów Pracy Organicznej. Wyróżnienie to przyznawanie jest w związku z obchodami Dni Pracy Organicznej, które po raz szósty zorganizowała Unia Wielkopolan. Wawrzyny trafiają do osób i instytucji przyczyniających się do rozwoju Wielkopolski pod względem gospodarczym, kulturowym i społecznym. Tegoroczne obchody odbywały się pod patronatem Augusta Cieszkowskiego. Do wygłoszenia prelekcji na jego temat zostali zaproszeni państwo Ewa Jarosława i Włodzimierz Buczyńscy – znawcy życia i działalności tego wielkiego Polaka. W uznaniu ich zasług na rzecz rozwoju regionu i wzmacniania etosu pracy organicznej, burmistrz miasta i gminy Swarzędz – Marian Szkudlarek – wystąpił z wnioskiem o przyznanie Wawrzynu państwu Buczyńskim. Kapituła w pełni podzieliła zdanie gospodarza ziemi swarzędzkiej i nagrodę tę (w kategorii „Edukacja”) podczas uroczystości wręczył wyróżnionym prezydent Unii Wielkopolan Paweł Leszek Klepka. 

Statuetka przypomina wieniec laurowy, została zaprojektowana przez artystę rzeźbiarza Michała Wielopolskiego. Jeśli ktoś zna dokonania państwa Buczyńskich, z pewnością uzna, że to laury w pełni zasłużone. Świadczy o tym nie tylko dbałość o spuściznę Augusta Cieszkowskiego oraz propagowanie jego myśli i osiągnięć, ale też ich osobiste zaangażowanie we współcześnie prowadzoną pracę organiczną. To co podkreślają – nie tylko z okazji Dni Pracy Organicznej – to znaczenie współdziałania i zespołowego dążenia do określonego celu. Włodzimierz Buczyński, dziękując za wyróżnienie, powiedział podczas gali:
„Nie byłoby nas tutaj mimo naszych zainteresowań, gdyby nie coś o czym organicznicy znakomicie wiedzieli - współpraca, w  ramach zespołu redakcyjnego pisma Wierzeniczenia, które wymyślił Maciej Dominikowski, a ks. Przemek Kompf nas dzielnie wspomaga.  Ale też współpraca z władzami naszej gminy Swarzędz, którym przy tej okazji też serdecznie dziękujemy. A także wszystkim, z którymi przyszło nam współpracować w temacie August Cieszkowski, i których nie zagadaliśmy...”



Drodzy Laureaci! Nie zagadaliście nas, prosimy o więcej.

Tekst: Monika Nagowska

Przeszłość jest pełna zagadek i nigdy nie można być pewnym, że odkryte zostało wszystko co jest do odkrycia. Na przełomie lat 2015 i 2016 wspólnie z państwem Buczyńskimi siennicki bibliotekarz ustalił właściwą autorkę portretu Augusta Cieszkowskiego. W Cyfrowym Muzeum Narodowym dzieło przypisano bowiem Elżbiecie Krasińskiej-Jaraczewskiej, natomiast namalowała je Elżbieta Krasińska, żona Zygmunta (wielkiego romantycznego poety, a prywatnie przyjaciela Augusta). Współpraca nawiązana między Lubelszczyzną a Wielkopolską zaowocowała korektą w opisie zabytku i publikacjami w „Nestorze”, „Wierzeniczeniach”, a także w „Wieściach Akademickich” Czasopiśmie Uniwersytetu Przyrodniczego w Poznaniu.
Z kolei początek roku 2017 przyniósł odnalezienie „obrazu” – tak naprawdę nigdy niezgubionego. Okazało się bowiem, że fresk z pałacu Cieszkowskich w Surhowie widnieje w katalogu dzieł utraconych podczas wojny, prowadzonym przez Ministerstwo Kultury i Dziedzictwa Narodowego. Fresk (w katalogu nazwany „obrazem”) nigdy nie opuścił pałacu i można go oglądać po dziś dzień, również podczas „Spacerków z Augustem”, drukowanych w czasopiśmie „Ziarno”. Na wniosek bibliotekarza dzieło wycofano z katalogu, a historię fresku można poznać z lektury artykułów w „Nestorze” (2017 nr 2) i „Wierzeniczeniach” (2017 nr 2).
To jednak nie koniec niespodzianek. W tym samym 2017 roku na stronie Cyfrowego Muzeum Narodowego pojawił się kolejny portret Augusta Cieszkowskiego. Obraz jest sygnowany, ma wymiary 74x60 cm, namalowany jest farbami olejnymi na płótnie. Przedstawia Augusta Cieszkowskiego w klasycznej pozie, charakterystycznej dla portretów uczonych. Model jest lekko zwrócony prawą stroną do patrzącego, siedzi na tle kotary przy stoliku przykrytym szarą wzorzystą tkaniną. Na stoliku leżą książki, za nimi znajduje się kałamarz z nieco zużytym piórem. August trzyma zwinięty rulon papieru w prawej ręce. Nosi okulary, czarny surdut i elegancką atłasową popielatą kamizelkę z tłoczonym kwiatowym wzorem i wąskim szalowym kołnierzem. Eleganckiego wyglądu dopełnia biała koszula i czarny atłasowy krawat wiązany zgodnie z ówczesnymi zwyczajami w sposób przypominający muszkę, a poniżej węzła krawatu – wpięta w koszulę ozdobna szpilka.
Obraz został namalowany przez rówieśnika Augusta - belgijskiego malarza Gasparda Josepha Starcka (1814-1884). Poprawnej identyfikacji modela dokonała w 2017 roku Anna Grochala, natomiast do poprawnego datowania dzieła przyczynił się Włodzimierz Buczyński. Zwrócił on uwagę na fakt przebywania Cieszkowskiego jesienią 1853 roku w Brukseli na Kongresie Statystyki i wyraził słuszne przypuszczenie, że portret musiał powstać w tym właśnie czasie. Po potwierdzeniu tych informacji na stronie muzeum zmieniono datowanie zabytku z XIX wieku na rok 1853.
Jakie jeszcze niespodzianki przed nami?

Tekst: Monika Nagowska

Bywali w Polsce królowie i książęta rozmaici… Wielki, Wysoki, Pobożny, Wstydliwy, Biały, Czarny, Kędzierzawy, Łysy i Brodaty, Stary i Odnowiciel, Wygnaniec, Laskonogi i Plątonogi, Chrobry, Szczodry, Krzywousty, a nawet – o, dziwo – Sprawiedliwy. Ten był akurat bez szczególnego przydomka – Kazimierz Jagiellończyk. Król, który w przeciwieństwie do własnego syna świętym nie był, ale na swój sposób zapisał się w historii państwa i dynastii. Narażony był przy tym na krytykę, jak to z możnymi tego świata było, jest i będzie. Podobno uchodził za osobę tyleż surową i zdecydowaną, co skłonną do… ustępstw i zgody, którą to cechę zależnie od czasów ceni się ze zmiennym natężeniem. 

Niewątpliwie był człowiekiem do zadań specjalnych. Zaczął swoją misję wcześnie, bo w wieku 13 lat. W 1440 roku jego starszy brat – miłościwie panujący Władysław, zwany Warneńczykiem - posłał go na Litwę jako swego namiestnika. Decyzja zapadła po tym jak spiskowcy zgładzili dotychczasowego wielkiego księcia Litwy. Jako królewski namiestnik pojechał więc spełnić wolę króla. A tam nie dość, że go szczęśliwie oszczędzono, to na dodatek obwołano go nowym wielkim księciem. Kazimierz dorastał więc na wschodzie kontynentu i to tam szlifował swoje monarsze umiejętności. Po pięciu latach sytuacja odwróciła się – gdy Warneńczyk zginął, polscy wielmoże udali się do Kazimierza z propozycją objęcia tronu polskiego. Ten zgodził się, ale przy okazji postanowił zweryfikować wzajemne relacje między Koroną a Litwą, aby oba kraje stały się równoprawne. W 1447 roku jako król Polski wystawił pamiętny akt, z takim oto zapisem: za jednomyślnym obustronnym postanowieniem, wolą i zgodą załączyliśmy, nakłoniliśmy i przywiedli Królestwo Polskie i Wielkie Księstwo Litwy do braterskiego związku… Oczywiście nie obyło się bez kłopotów, bo raz jedna strona, raz druga miała swoje żale do króla objawiające się nawet zamachami na życie władcy.
Zadaniem specjalnym okazała się również wojna trzynastoletnia z zakonem krzyżackim. Nie było łatwo – z jednej strony pospolite ruszenie szlachty, które trudno nazwać wojskiem z prawdziwego zdarzenia, z drugiej zaś brak umiejętności dowodzenia, co Kazimierzowi miano za złe, podobnie jak przegraną bitwę pod Chojnicami. A jednak król taktyczne niedostatki potrafił zrównoważyć praktycznym podejściem do rzeczywistości i przekonaniem, że jeśli czegoś nie można przeforsować siłą, trzeba to zrobić sposobem. To za jego czasów szlachta zyskała na znaczeniu i jak nigdy wcześniej decydowała o nowych prawach i o zwoływaniu pospolitego ruszenia. Ten warunek zapisany został w przywilejach ustanowionych w Nieszawie w 1454 roku. Wydawany kolejno dla różnych regionów różnił się nieco w treści. Ogólnie rzecz biorąc potwierdzał swobody i zapewniał średniej szlachcie wpływ na funkcjonowanie państwa. Władca zobowiązał się nie stanowić nowych praw, nie nakładać podatków i nie zwoływać pospolitego ruszenia bez porozumienia z sejmikami ziemskimi. Niekiedy droga do celu była mniej skomplikowana. W taki właśnie sprytny i nieskomplikowany sposób Kazimierz zdobył twierdzę nie do zdobycia. Zastosował oryginalny, ale nader skuteczny oręż – żołnierzom z załogi Malborka zapłacił zaległy żołd, a ci bez wahania otworzyli swojemu dobrodziejowi bramy zamku. Kazimierz wjechał tam uroczyście jako zwycięzca, co przecież nie udało się nawet jego ojcu Władysławowi Jagielle po wygranej bitwie grunwaldzkiej.
Tak oto król łagodził, zawierał kompromisy, unikał zatargów, dążył do zgody. Stulecia płynęły. Królewski majestat od dawna spoczywał już w krypcie, za to królewskie zamiłowanie do niespodziewanych wolt okazało się nadzwyczaj trwałe i objawiło się przy okazji niewinnego spaceru z… Augustem Cieszkowskim. Oczywiście nie spacerowali obaj, bo dzieliły ich cztery stulecia. A jednak symbolicznie spotkali się dzięki Mikołajowi Montiemu. To właśnie ten artysta namalował sylwetkę króla dla ozdoby pałacu Cieszkowskich w Surhowie ok. 1820 roku. Wizerunek Kazimierza IV Jagiellończyka, który nadaje Statuty Nieszawskie znalazł się na wschodniej ścianie „salonu prawodawców”. Król podpisując przywilej dzielił się swoją władzą ze szlachtą, został jednak przedstawiony przez Montiego w dumnej pozie z prawą ręką wspartą na dokumencie, na tle ściany z półkolistym oknem. Statuty Nieszawskie można dostrzec na stole przykrytym purpurową kapą wykończoną frędzlami, obok widać siedzisko z ozdobną poduszką. Król nosi wysoką koronę i purpurowy płaszcz podbity futrem gronostaja, okrycie jest bardzo obszerne, w obfitych fałdach leży na posadzce. Gronostajowe obramienie wygląda niemal jak długi wąż trzymany w ręku. Wizerunek ten znajduje się w Surhowie do dziś. Oto król Kazimierz Jagiellończyk – dumny, poważny, takim go tu znali wszyscy. Właściwie w Domu Pomocy Społecznej w Surhowie mógł być traktowany jak domownik, bo przecież towarzyszył mieszkańcom od samego początku. Stał się jednym z bohaterów „Spacerku z Augustem” – cyklu krótkich refleksji na temat miejsc związanych ze słynnym filozofem, drukowanych w „Ziarnie” - czasopiśmie wydawanym w Siennicy Różanej.
Podczas zbierania materiałów do artykułu nie przewidywałam żadnych niespodzianek. Jakież więc było zdziwienie, gdy po wpisaniu w wyszukiwarkę internetową tytułu malowidła, pojawiła się strona Ministerstwa Kultury i Dziedzictwa Narodowego z archiwalnym zdjęciem wizerunku Jagiellończyka, różniącym się od fotografii współczesnej jedynie brakiem kolorów. Był to katalog dzieł utraconych podczas wojny prowadzony przez Departament Dziedzictwa Kulturowego za Granicą i Strat Wojennych. Malowidło skatalogowane pod numerem 27739 nazwano w nim „obrazem” (jest ujęte w masywne ramy) i ponad 70 lat po wojnie nadal uznawano za zaginione! Po chwili przypatrywania się, miejsce zaskoczenia zaczęła zajmować pewność. Choć może nie był to król jak żywy, ale „obraz” był jako żywo freskiem z Surhowa. Wynika z tego, że król w pałacu był, a jakoby go nie było. Co w takiej sytuacji robi praworządny obywatel? Donosi do Departamentu gdzie znajduje się poszukiwany i załącza fotografię fresku jako dowód w sprawie. W odpowiedzi przyszedł list z podziękowaniem za informację, podpisany przez Dorotę Brzozowską z Wydziału ds. Strat Wojennych. I tym oto sposobem Kazimierz został „zdjęty” z katalogu dzieł utraconych. Najwyższy czas, by spoczął po wojennych trudach, przy czym nie o wojnę trzynastoletnią chodzi, lecz tę drugą… światową.
Najwyraźniej król - choć świętym nie był – wykazał się zdolnością bilokacji i dla „świętego” spokoju przebywał zarówno w Surhowie, jak i w ministerialnym wykazie poszukiwanych. Zawsze starał się godzić nawet krańcowo różne racje.



Tekst: Monika Nagowska

Pierwodruk „Nestor” 2017 nr 2(40)
„Wierzeniczenia” 2017 nr 2(135) pt. „Królewskie wędrówki”

             

 

Z Augustem Cieszkowskim – patronem Zespołu Szkół Centrum Kształcenia Rolniczego w Siennicy Różanej – związana jest całkiem pokaźna ilość miejsc, faktów, wydarzeń, publikacji i tajemnic. To inspiruje do rozważań i do podążania śladami przeszłości. Okazji do spacerów z Augustem jest na tyle dużo i zapowiadają się tak niezwykle, że krok po kroku powstać z nich może całkiem długa opowieść. Niełatwo ją będzie przełożyć na papier, ale to i tak najkrótsza droga, by Augusta poznać i zrozumieć. Nasza przechadzka odbędzie się więc etapami i niespiesznie...
      
Spotkanie pod jońskimi kolumnami (cz. 1) - pobierz
Przechadzka szlakiem antycznych opowieści (cz. 2) - pobierz
Spacer malowaną ścieżką przez epoki (cz. 3) - pobierz

Aleja Filozofów to niezwykła pamiątka po dawnym właścicielu Wierzenicy – Auguście Cieszkowskim – myślicielu znanym w całej XIX-wiecznej Europie. Nieprzypadkowo nosi imię „filozofów” w liczbie mnogiej, gdyż tym uroczym leśnym traktem przechadzało się ich co najmniej dwóch – oprócz Cieszkowskiego również jego przyjaciel poeta-filozof – Zygmunt Krasiński. Po przeszło 150 latach aktywność współcześnie mieszkających tu regionalistów sprawiła, że aleja ponownie nabrała szczególnego charakteru. W wyniku połączenia sił Nadleśnictwa Babki, parafii Wierzenica i zespołu redakcyjnego czasopisma „Wierzeniczenia” – Aleja Filozofów z roku na rok piękniała i stawała się coraz bardziej przyjazna spacerowiczom. Uporządkowano drzewostan, dokonano nowych nasadzeń, zaopatrzono je w tabliczki informacyjne i planszę ze szczegółowym opisem, wybudowano miejsce do biesiadowania i odpoczynku. Odwiedzający słynną aleję mogli dowiedzieć się wielu interesujących faktów, odpocząć i odnaleźć tu ducha dawno minionej epoki. Teraz pojawiła się okazja, by pobyt w tym miejscu miał też wymiar mistyczny. 10 listopada 2016 roku ks. Przemysław Kompf w obecności  Ewy Jarosławy i Włodzimierza Buczyńskich,  nadleśniczego Nadleśnictwa Babki Mieczysława Kasprzyka, władz lokalnych, obecnych właścicieli Dworu Wierzenica, reprezentantów Uniwersytetu Przyrodniczego w Poznaniu oraz mieszkańców  – poświęcił ustawioną w alei kapliczkę. Umieszczono w niej płaskorzeźbę z postacią Madonny z małym Jezusem, tzw. „Madonnę ze szczygłem” znaną z obrazu, który został odnaleziony w zrujnowanym niegdyś dworze Cieszkowskiego. Dziś dwór zachwyca odrestaurowanymi wnętrzami i można w nim obejrzeć oryginalny obraz. Rzeźbiona w drewnie „Madonna ze szczygłem” będzie zaś czuwała nad miłośnikami leśnych przechadzek.

Tekst: Monika Nagowska
Fotografie: Włodzimierz Buczyński i Monika Nagowska